Gdzie ci mężczyźni…

Tak, mężczyźni. A nie chłopcy, synusie mamusi. W mediach rozgorzała dyskusja poruszona przez artykuł Wysokich Obcasów na temat kobiet, które wiedzą czego chcą od życia i nie mogą znaleźć odpowiedniego partnera. Może nie zgadzam się z wszystkimi tezami tam postawionymi ale odnoszę podobne wrażenie.

Gdzie oni są? Co się stało z samcami alfa? Mam wrażenie że wyginęli gdzieś w epoce naszych rodziców. Kobiety stają się coraz bardziej zaradne, a faceci… wygodni. No bo po co robić cokolwiek, skoro kobieta i tak to ogarnie, bo jest kobietą (?!). Codziennie w drodze do i z pracy mijam mnóstwo osób. I nawet jeśli jakiś obiekt rzuci co najwyżej uśmiechem, to o tym żeby się odezwał pomarzyć można. Już nawet tego nie potrafią. Czy my wszystko musimy robić same? A może to właśnie wina kobiet – same sobie taki los zgotowałyśmy… Sprawa jest ciężka. Wina pewnie, jak to zwykle, leży po obu stronach. 

Podobno kobieta wynosi z domu taki wzór, ojciec. I własnie w ten sposób szuka faceta. Nie napawa mnie to optymizmem – nie znam bardziej ogarniętego życiowo człowieka niż mój tata.

Czy kobiety w pewnym wieku są już skazane na samotność? Chcą się rozwijać, zdobywać doświadczenie, zwiedzać świat itd… a może to tylko odpowiedź na samotność, bo ciężko się wraca do pustego mieszkania. Czy w związku z tym są jeszcze jakiekolwiek szanse że coś w tym świecie się zmieni? Wpadamy ze skrajności w skrajność… i tak bez końca 🙂

Kolejny powrót… tryb random

Chodzą mi po głowie różne pomysły na nowe wpisy. A później gubię je gdzieś w szumie dnia codziennego. Może powinnam zacząć je zapisywać? Tylko gdzie? Bo w notesie to odpada – pewnie zostanie w domu, w samochodzie, w biurze… i nie będę go miała pod ręką w najbardziej odpowiednim momencie. I tyle z moich planów. Więc może doradźcie mi coś, hm?

No więc znów witam. Może w końcu poradzę sobie z systematycznością – wiosna ma się ku końcowi (a to była jakaś wiosna?!) trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. I nie mam na myśli tylko prowadzenia bloga – życiowo też trzeba się ogarnąć. Zawodowo – nie mogę narzekać. Cały czas do przodu 🙂 jak na tak świeży start, duży zapał i plany na samorealizację – pomalutku i do celu. Choć nie ukrywam – chciałoby się wszystko już teraz natychmiast. Wszystko wiedzieć o wszystkim i to natychmiast. A tu cierpliwości potrzeba – i determinacji w dążeniu do celu. Więc ćwiczę tą moją cierpliwość która gdzieś na drodze ewolucji w moim przypadku totalnie zanikła…

A że w przyrodzie musi być równowaga… to życie prywatne leży i „kwiczy”. To trochę moja wina – jestem typem domatorki. Nie potrzebuję ciągle gdzieś biegać, wychodzić, spotykać się z ludźmi. Lubię czasem po prostu trzasnąć drzwiami i pobyć sama ze sobą. Znajomości z czasów studiów mocno się rozsypały (kariera, rodzina, życie „zagranico” itp) każdy poszedł w swoją stronę i teraz ciężko się skrzyknąć i zebrać do kupy żeby chociaż powspominać stare, dobre, studenckie czasy. Oj, tak… 🙂 życie weryfikuje wszystko. Znajomości które miały trwać wiecznie i po grobową deskę – również.

Ludzie się zmieniają. I nawet nie mając wiele kontaktu można to zauważyć chociażby na… Facebooku. Oj, tak. Patrzę, i oczy ze zdziwienia przecieram, co też ludzie/znajomi potrafią wrzucać na swoje walle. W jakie dyskusje się wdawać i jakim brakiem argumentów racjonalnych się wykazywać. Czasem aż szkoda, i chciałoby się zwrócić uwagę, ale czy warto… Zwłaszcza gdy pojawia się jakiś narzucony przez media drażliwy temat, i nagle wszyscy – jak to w Polsce – są specjalistami w danej dziedzinie. A dzisiaj jakimi specjalistami jesteśmy? A, no otóż, specjalistami od wyznań. Zwłaszcza tych w Allaha. I wrzucamy na walla grafiki w stylu: nie dla Islamu, wrzucając je wprost ze stron, które wyznają często kontrowersyjne poglądy, niezgodne z naszymi, a my nawet o tym nie wiemy. Ale wrzucamy – jak te owce. Albo lemingi – całe stado tak robi, to my też. Więcej rozumu, kochani! Sprawdzanie źródeł informacji nie boli. Bo jak to mawiali starsi ludzie – kij ma zawsze dwa końce. Warto o tym pamiętać.

 

Brak motywacji – gdzie ta wiosna?

Zima już za bardzo zaszła mi za skórę. Śnieg, który sypie prosto w oczy; lód na chodnikach, przez co często robię prawie szpagat – jeszcze ani razu nie zaliczyłam gleby – i tak zawsze po dziwnej akcji z wymachiwaniem rękami oglądam się dookoła czy ktoś tą moją desperacką próbę utrzymania się na nogach widział. Odśnieżanie samochodu – odśnieżając auto, zaśnieżam siebie. Chyba moja technika się nie sprawdza. I to wszędobylskie zimno! i mój wiecznie czerwony nos z tego powodu. Mam dość – czekam na wiosnę.

Jakiś czas temu jeden z moich psów doszedł na drugą stronę tęczy. Oba są znajdami, przygarniętymi przez moich rodziców z wielkim sercem. Trzymać proszę kciuki – jeśli wszystko pójdzie dobrze, po weekendzie przyjedzie do mnie sunia ze szczeniakiem, bezdomniak spod Łodzi. Oby się wszystko udało – na pewno spotka je w tym domu wielka kupa szczęścia. No i pewnie parę innych kup, zanim się nauczą śmigać na smyczy po ogrodzie 🙂 ale takie to już uroki posiadania zwierzaków w domu… 🙂 wszystko z czasem. A gdybyście szukali bezdomniaków – polecam FB – profile aktualizowane na bieżąco, szybki kontakt z osobami odpowiedzialnymi za adopcję – pomagajmy, bo warto.

Tyle rzeczy dzieje się w koło że już nawet nie mam siły komentować. Przeczytałam ostatnio książkę – „Katarzyna Wielka. Gra o władzę” i powiem wam – spodziewałam się czegoś mocniejszego, a na pewno o innym zakończeniu. Pytaniem jest, czy moje oczekiwania były aby słuszne? Może mam wyrobione oczekiwanie na wielkie BUM na końcu, szybką akcję pełną zwrotów i szczęśliwe/lub nie zakończenie, co wynika z utartego już schematu wielu książek na naszym rynku? Tutaj książka przypomina formą pamiętnik – narratorem jest zauszniczka (szpieg/donosicielka) carycy Elżbiety, opowiadająca pojawienie się na dworze Katarzyny, która w przyszłości okaże się jej następczynią. Świetny obraz ówczesnej Rosji, wiele nawiązań do wydarzeń historycznych, myślę że warto przeczytać. Autorką książki jest Ewa Stachniak.

Przedświątecznie, czyli z racji odpoczynku – reanimacja bloga

Po sporej przerwie spowodowanej zawirowaniami życiowymi, a dokładnie poszukiwaniem swojego miejsca na świecie ( w UK go chyba nie było…) w końcu usiadłam wygodnie i wracam do pisania.

Śnieg zza okna zniknął – i nowego nie widać. Święta się zbliżają – o czym świadczy zachowanie mamuśki (szał domowy). A święta miały być odpoczynkiem, a przynajmniej takie było założenie… i znów, jak co roku, obiecuję sobie: następne święta odwołuję, wsiadam w samolot w jakieś ciepłe miejsce i znikam. Może w końcu zrealizuję to postanowienie… za rok? Ktoś chętny do odwołania świąt tak jak ja?

Jako że rok się nam kończy, a jak to zwykle przy końcu – nie ważne czy to realizacja projektu w pracy, czy koniec związku, no albo roku jak w tym przypadku – czas na podsumowania. I właśnie takie jedno magiczne, znalezione dzisiaj w sieci… dla różnych krajów przygotowano zestawienia najpopularniejszych wideo. Co z tego wyszło? W naszym przypadku – śmiem twierdzić że nic dobrego…

http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=_e2CyleqvMo&NR=1

Dentysta – sadysta…

9/10 dzieci w Polsce ma próchnicę. W porównaniu do statystyk światowych – 3/10 dzieci ma próchnicę. Właśnie słyszałam audycję na ten temat w radiowej Trójce. Statystyki przerażające. Dlaczego rodzice nie uczą dzieci nawyku mycia zębów? Przecież te nawyki odbiją się na ich późniejszym życiu no i kondycji zębów. Co do własnych przeżyć dentystycznych z lat młodości pamiętam dentystę-sadystę. Borowanie i wyrywanie zębów bez znieczulenia było na porządku dziennym a w dodatku zero podejścia do dzieci.

Mój strach nie miał końca. Przerażenie towarzyszyło mi wiele lat, każde kolejne doświadczenia – czy to z paniami dentystkami czy panami były podobne. Dodam że od początku rodzice fundowali mi wizyty w prywatnych gabinetach – jak widać nawet to że płaciło się za usługi z własnej kieszeni nie gwarantowało ludzkiego podejścia do pacjenta.

Kiedy zmieniło się moje podejście? Gdy na krzywych, wampirzych ząbkach pojawił się stały aparat. Zawsze wstydziłam się swoich zębów – a od momentu ich „odrutowania” poczułam że tak łatwo jest coś z tym zrobić. Efekty do dzisiaj mnie zachwycają, a w konsekwencji udało mi się znaleźć świetnego dentystę – zawsze uśmiechnięty, z poczuciem humoru, świetna pani asystentka, i nawet gdy próbuję coś powiedzieć na fotelu – brzmi to mniej więcej jak: sotamupaasychaac (tłumaczenie: co tam u pana słychać) – zawsze mnie zrozumie. Poza tym śpiewa mi piosenki, opowiada kawały, czas leci super szybko i przyjemnie, a ostatnio… po raz pierwszy udało mu się mnie namówić na naprawianie zęba bez znieczulenia. Nie bolało! – serio! w co do dzisiaj nie wierzę… a jednak to możliwe. Za miesiąc idę na przegląd do pana Jacka i już doczekać się nie mogę.

Grunt to dobra atmosfera – sukces gabinetu gwarantowany. Chociaż na dźwięk wiertarki to już do końca życia będę mieć ciarki na plecach…

Krzysztof – Poszukiwacz złota

Krzysztof Rutkowski… czego to on już nie szukał. Włącznie z małą Madzią. A teraz? teraz przyszedł czas na złoto.  Dużo złota. Każdego by kusiło, takie ładne, złote, błyszczące… bling bling. Bo znając życie – pewnie niedługo się okaże że nawet jeśli żadne złoto nigdy nie istniało, to on i tak je znajdzie. No bo przecież nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. A jak zamierza go szukać? No właśnie – jak można wynosić złoto – no bo przecież nie przelewem na konto. W walizkach? za ciężkie. No to może taczki? I czy złoto zostawia jakieś ślady?

Specjaliści od szukania złota zwykle najpierw szukaj jego okruchów… no więc może coś się ukruszyło? A co jeśli ktoś (o ile istniało) już je przetopił? I np. teraz jakaś miła pani nosi sobie pierścionek przetopiony z kawałka sztabki? Albo jakieś fajne kolczyki… I poszukiwacz podbiegnie do takiej pani, z błyskiem w oku zrywając jej te kolczyki z uszu (opcjonalnie pierścionek z palca), i może… no właśnie, może to będzie miłość od pierwszego… złota?!

Może ja też zostanę poszukiwaczem złota. Tylko nie wiem – powinnam ubrać się a’la Sherlock w pelerynę a w dłoń zabrać dużą lupę, czy raczej powinnam przyjąć taktykę – kilof i w góry? (względnie sitko i nad rzekę). Nie mogę się zdecydować… No, ale przecież zawsze mogę otworzyć parabank.

Amatorskie śledztwa Facebookowe

Jeśli korzystacie z Faceboooka na pewno spotkaliście się już nie raz i nie dwa z zaproszeniem do akcji poszukiwania sprawcy jakiegoś okropnego czynu. W ten sposób poszukiwani są głównie ludzie znęcający się nad zwierzętami a także sprawcy wypadków. Tropem zazwyczaj są materiały umieszczone w sieci przez sprawcę. I tak, są one rozsyłane przez internautów, i choć często twarz takiej osoby jest zakryta – kto publicznie przyznałby się do takich czynów – ludzie są w stanie rozpoznać np. elementy otoczenia, a przez to wskazać miejsce popełnienia przestępstwa, lub nawet poznać osobę która tak skrupulatnie próbowała zatuszować swoją tożsamość.

Sprawdza się również poszukiwanie świadków wypadków. Choć nie zawsze internauci mogą sobie sami poradzić – 7 sierpnia tego roku w Warszawie doszło do pobicia dwóch mężczyzn przez miejscowych chuliganów. Choć teren jest monitorowany – żadna z kamer nie zarejestrowała tego wydarzenia. W poszukiwaniu sprawców brała udział policja i internauci. Tym razem zwyciężyły tradycyjne metody śledcze. Po dwóch tygodniach udało dotrzeć się do nagrania wideo które ukazuje całe zdarzenie oraz namierzyć sprawców.

Jednak nie zawsze poszukiwania facebookowe muszą dotyczyć rzeczy nieprzyjemnych. Pewien student szukał poprzez ten portal… dziewczyny poznanej na przystanku. Świetnie im się rozmawiało, po czym nie wziął od niej numeru telefonu. I tak rozpoczęła się cała akcja poszukiwawcza. Utworzył wydarzenie poprzez Facebook i zaczął rozsyłać je do znajomych którzy następnie rozsyłali je swoim znajomym itd, itd. …

Dziewczynę udało się odnaleźć, ba, nawet sama odezwała się na forum wydarzenia! Historia zakończyła się happy endem, i choć wszystko wygląda kolorowo należy zadać sobie pytanie – czy ktokolwiek z nas, korzystając z internetu choćby dla czystej przyjemności, jest jeszcze choć w małym stopniu anonimowy? Czy wszyscy jestesmy „podani jak na talerzu” dla obcych osób chcących uzyskać o nas jakiekolwiek informacje. Czy jest to bezpieczne?…

Język trupa

Dziś na onecie wpadł mi w oko wywiad z jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim. Wiem że jest dość znany zwłaszcza ze swojej pomocy policji – jakoś nigdy nie interesowałam się zbytnio jego osobą. I czytam sobie dzisiaj ten wywiad z panem Krzysztofem – dowiaduję się że wydał już kolejną książkę, jasnowidztwo odkrył w sobie przypadkiem, i jest na prawdę sympatycznym człowiekiem. Nie jakiś tam Krzysztof Rutkowski jasnowidzenia – całkiem normalny facet, nie potrzebujący rozgłosu i nie pchający się do mediów. O swoim darze – jeśli można to tak nazwać – mówi bardzo naturalnie, prosto i rzeczowo. Nie jakieś czary-mary – niektóre rzeczy po prostu wie – pojawiają się w jego głowie, ot, i są. Większość ludzi do jasnowidzenia podchodzi ze sceptycyzmem. Dla innych to ostatnia deska ratunku np. w znalezieniu zaginionej bliskiej osoby. Nie dowiedziałam się z tekstu niestety czy pan Krzysztof odnalazł kiedyś osobę żywą – wspomina tylko o trupach i tłumaczy dlaczego do niego „mówią”. A jak znajdę chwilę czasu pewnie skuszę się na przeczytanie jego książki, bo poznając pana Krzysztofa z wywiadu książka może okazać się całkiem trzeźwym spojrzeniem na jego zdolności, nie zaś tomikiem z opowiadaniami fantasy. A co do fantasy – jestem w połowie czytania książki Andrzeja Pilipiuka pt. „Szewc z Lichtenrade” – po przeczytaniu zamieszczę krótki opis wrażeń 🙂

Wywiad z Krzysztofem Jackowskim możecie przeczytać tutaj: http://strefatajemnic.onet.pl/ezoteryka/moge-sie-wstydzic-wielu-rzeczy-ale-nigdy-swoich-tr,1,5216892,artykul.html

Szatan instant – czyli energy drink Demon i bojkot Agros-Nova

Podpisując petycję o zlikwidowanie nielegalnej hodowli psów przypadkiem natknęłam się na petycję pt.: Protest przeciwko satanizmowi w reklamach Agros-Nova. Moje oczy zrobiły się wielkie jak talerzyki i na kilka sekund zabrakło mi słów. Co to takiego? Zacznijmy od początku: firma Agros-Nova znana jest w Polsce w branży spożywczej z produktów takich jak Fortuna, Dr Witt, Kotlin, Łowicz, Tarczyn i kilka innych. Protest dotyczy nowego energy drinka – Demon. Już sama nazwa powoduje ciarki na plecach moherowych babć które z tym oto produktem mogłyby spotkać się twarzą w twarz w sklepie. A to dopiero początek… do udziału w reklamie produktu zaproszony został Nergal – tak, zespół Behemoth i niszczenie Biblii na scenie. Ale nikt nie zwrócił uwagi że, jak podają media, część honorarium za reklamę zostanie przekazana na fundację DKMS Polska, która pomaga osobom chorym na białaczkę. Ale co tam szczytne cele, demon w nazwie, demon w reklamie, szatan wychyla swój nos z każdej ciemnej dziury. Przeciwnicy Argos-Nova wzywają do bojkotu produktów firmy aby wpłynąć na zmianę reklamy i promocji energy drinka z piekła rodem. Z ciekawości zaglądnęłam na forum dot. petycji – złapałam się za głowę. W sieci jest nawet oficjalna strona – satanizmnieprzejdzie.pl – jeden rzut oka wystarczy aby zrobić piorunujące wrażenie – anioł zgniatający w swych dłoniach puszkę napoju Demon, oraz loga produktów Agros-Nova leżące porzucone, poprzewracane, na zapomnianej kupce w prawym dolnym rogu grafiki. O zgrozo! Sądny dzień nadchodzi. A jeśli chcecie to możecie wydrukować sobie plakat – w formacie A4, i wręczyć go np. swojemu proboszczowi. Dla  chętnych – facebookowe tło. Jest też parę słów na temat DKMS Polska, a mianowicie przypomnienie, że – uwaga cytuję – „Fundacja DKMS współpracująca z Holocausto-Nergalem”. Nergal i promocja drinka Demon? Lepiej nie widzę – strzał w dziesiątkę. Jak mówi stare PRowskie porzekadło: nie ważne jak, byleby mówili. A waszym zdaniem?

A teraz wisienka na torcie:

Przestań kupować! Zacznij wymieniać

 

Każdy z nas zna ten scenariusz – nowe miejsce, nowe mieszkanie, nowe meble, gadżety… i pieniążki wypływające strumieniem z naszego konta. Jak żyć i nie wydawać? Brzmi absurdalnie, prawda? A absurdem bynajmniej nie jest. Polacy cierpią na pewien kompleks – zawsze trzeba mieć nowe, lepsze, ładniejsze, niż … (tu wstaw odpowiednią osobę). Na szczęście mentalność w innych krajach jest nieco inna. Ludzie, od pokoleń, dzielą się tym czego nie potrzebują z innymi, np. robiąc wystawki przed domem niepotrzebnych  mebli czy innych gadżetów. Modny ostatnio pęd ku ekologii i recycling zaczynają przejawiać się w stylu życia coraz większej liczby mieszkańców naszego kraju. Powstają serwisy internetowe gdzie każdy może oddać to, co nie jest mu potrzebne, a komuś innemu może się przydać i gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Nowe strony www wyrastają jak grzyby po deszczu: niepotrzebne.com, gratyzchaty.pl, tablica.pl, darmobranie.pl a to tylko niektóre z adresów. I już możemy zacząć urządzać mieszkanie według własnej koncepcji… Uwaga, to wciąga 🙂